czwartek, 21 stycznia 2016

Czytamy


Lubimy czytać! Wszyscy bez wyjątku w naszym domu lubią czytać, od najmłodszych po najstarszych. Ci najstarsi może nie mają obecnie na to zbyt wiele czasu, ale starają się nie być w tyle i cieszą się, że Ci mali tak często z książką siadają. 

Duży wpływ na tą miłość do książek u dzieci ma kilka czynników, a oto główne

Pierwszy z nich to na pewno zamiłowanie rodziców. Staraliśmy się dzieciom czytać od wczesnego dzieciństwa. Nie zapomnę jak Stasiu był kilkumiesięcznym chłopcem a my już czytaliśmy mu "Mikołajka" Sempe i Goscinnego. Była to raczej miła lektura dla nas, a Staś tylko kręcił się na łóżku nic nie rozumiejąc, ale chyba przyniosła ciekawy owoc. Nasz Staś obecnie rozczytuje się właśnie w "Mikołajku" i szalenie mu się on podoba.

Staramy się wybierać dzieciom ciekawe i mądre książki. Mam nadzieję, że uda mi się niedługo zrobić wpis o książkach dla dzieci, które u nas się sprawdziły i są godne polecenia.

Po drugie - brak telewizora. Tak jak w niektórych domach dzieci siadają przed telewizorem by zająć czymś swój wolny czas, tak u nas dzieci nie mając tego "umilacza" siadają ze stosem książek, W przypadku Łusi i Franka, którzy jeszcze nie czytają, to jest przeglądanie ilustracji. W przypadku czytającego Stasia to jest już poważna lektura.

TAK! Nasz Staś czyta! I nie zawdzięcza tego nam ale przedszkolu, do którego przez 3 lata uczęszczał. Tam panie bardzo dużo dzieciom czytały, poza tym dzieci uczyły się czytać metodą sylabową Jagody Cieszyńskiej i były stymulowane bitami wyrazowymi związanymi z metodą czytania globalnego. W metodzie sylabowej dzieci uczą się rozpoznawać i czytać sylaby jako całość, a nie pojedyncze literki, (czyli np. nie uczą się osobno, że to jest "M", to jest "A", tylko od razu całe sylaby MA, MO, ME, itd...), dzięki czemu łatwiej im odczytywać słowa, najpierw proste dwusylabowe, potem coraz trudniejsze. W metodzie czytania globalnego dzieciom pokazywane są i odczytywane całe wyrazy i uczą się rozpoznawać wyraz jako całość.

W naszym domu z książkami wiąże się też nauka nocnika. By dzieciątko troszkę na nocniczku posiedziało było zajmowane oglądaniem książek ;) Owocuje to niestety tym, że każde z nich na dłuższe posiedzenie w toalecie zabiera ze sobą stos książek, i te posiedzenia w tej kaplicy dumania bardzo się przeciągają ;)

Chciałabym teraz pokazać jakie lektury są u nas obecnie na tapecie.



Mężuś czyta a nawet kończy "Magię sprzątania" Marie Kondo i planuje rewolucję porządkową w naszym domu. Zdaje się, że może w końcu większość rzeczy, które go zagracają wyrzucimy. Książkę tę dostałam "pod choinkę" od mojego najmłodszego brata i wygląda na to, że to bardzo trafiony prezent. Nareszcie w naszym domu zapanuje ład i porządek. Zastanawiam się skąd mu przyszedł taki pomysł do głowy? Może przeraził się po ostatniej swojej niezapowiedzianej wizycie u nas? :) Z drugiej strony zadaję sobie pytanie czy przy małych dzieciach porządek jest w ogóle możliwy? ;)


Ja czytam "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein polecone przez znajomą panią psycholog. Dopiero zaczynam i nic Wam więcej nie napiszę. Zdawać by się mogło, że poradników o dzieciach nigdy za wiele, może w końcu któryś pomoże zapanować nad tą całą ferajną. Ale tak naprawdę w tej dziedzinie trzeba bardzo uważać co się czyta i przefiltrować to przez swój system wartości i swój styl rodzicielstwa.

Przechodzimy do dzieci.



Jak wspomniałam Staś rozczytuje się w "Mikołajku". Jest to piękny widok, widzieć go takiego pogrążonego w lekturze. A jeszcze rok temu, gdy to jego czytanie raczkowało i był temu taki niechętny, ja tak bardzo zachęcałam go by poczytał coś więcej, tak bardzo chciałam by już zrozumiał jakie książki są fascynujące, jakie czytanie jest zajmujące. Usłyszałam wtedy radę by nie naciskać, by poczekać, by dać mu czas. I podziałało. Rodzicie! Miejmy więcej cierpliwości! Dajmy dzieciom czas!
Jeśli chodzi o "Mikołajka", to czytanie go ma też swoje złe strony. Do stasiowego słownika bardzo szybko trafiło osławione mikołajkowe "kurcze blade".
Łusia i Franuś też lubią "Mikołajka" - siadają koło Stasia gdy ten wyciągnie wszystkie części i przeglądają czarno-białe ilustracje.




Dla nich jednak numerem jeden są obecnie książki  "Naciśnij mnie" i "Kolory" Harve'a Tullet'a oraz o Bincie i jej rodzinie Evy Susso i Benjamina Chaud'a. Są to tak proste, zabawne i miłe dla oka książki, że już sami je "czytają", bo pamiętają co się dzieje na kolejnych stronach i ilustracjach.


A to książka naszego małego Józia, Tak! Także on ma książkę dostosowaną do swoich możliwości, ale o niej więcej napiszę następnym razem.

Pozdrawiam! 


PS.Wybaczcie zdjęcia. W dzień nie zawsze mam czas a wieczorem to zostaje mi już tylko robienie ich przy lampce. Fotograf na razie ze mnie marny.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Koszyk z robótkami


Chodziły za mną szydełko i druty... więc robię sobie trochę tego i trochę tego ;) Tak na zmianę, by nie było zbyt nużąco i monotonnie. 
Zacznijmy od szydełka:



Moja bardzo dobra koleżanka ma prześliczne mieszkanie. Cudnie urządzone, ze smakiem i stylem,.... Bajka! Tak cudne, że mogłabym w nim zamieszkać. W sypialni na łóżku ma dużą narzutę, która jest wielkim kolorowym kwadratem babuni. Kupiła ją za grosze w taniej odzieży. Ale... nie ma do niej poduszek. "Ha!" pomyślałam, "Ja kochana muszę Ci te poduszki zrobić!" I tak dziergam sobie poszewki na poduszki. Przody już mam gotowe, to są również duże kwadraty babuni, a tyły to będą paski babuni (?!). Nie wiem jak to nazwać po polsku. Po angielsku to granny stripe. Mam nadzieję, że Marta tu nie zagląda i ich nie zobaczy. Wykonując te poszewki poznałam co to magia koloru, gdy z każdym kolejnym kolorem praca zmieniała swój wygląd. Mordęgą będzie niestety chowanie tych wszystkich nitek,... ech... ale dam radę. Perspektywa uśmiechu obdarowanego napędza do działania.

Nie miałam zbyt wiele kolorów włóczki do tej roboty, dlatego zamówiłam kilka przecenionych motków ze sklepu e-dziewiarka.pl (sklep z włóczkami dla wymagającej dziewiarki). Mają włóczki naprawdę dobrej jakości, wybranych producentów. Widać, że starannie wyselekcjonowane. Nie jest tam najtaniej, ale czuję się pociągnięta wielkim zaangażowaniem i dziewiarską pasją pracujących tam pań. A można się o tym przekonać oglądając filmiki z poradami jakie owe panie publikują od około roku. Po obejrzeniu jednego z nich postanowiłam znów spróbować z drutami. Jak kiedyś wspominałam druty nie najlepiej leżą mi w ręce, trudno mi się na nich pracowało w przeciwieństwie do szydełka, przy czym dotyczyło to drutów prostych. Drażniła mnie ich długość i to, że bez przerwy mi się gdzieś o coś zahaczają i jakoś mi tak było z nimi niewygodnie. Po obejrzeniu filmiku o czapkach postanowiłam wypróbować swoich sił na drutach na żyłce robiąc czapkę właśnie.


Idzie mi całkiem nieźle. Może nie w zawrotnym tempie, bo łapę za robótkę w wolnych chwilach czyli rzadko ;), ale takie krótkie druty leżą mi dużo lepiej w rękach i przyjemnie mi się pracuje. Ściągacz szedł mi wolniej, ale teraz gładki jersey idzie już szybciutko. Może zdążę ją założyć jeszcze tej zimy ;)


A na naszym balkonie zagościł karmnik zrobiony przez dziadka aby wnuki mogły podglądać ptaszęta. Wykonany tak by dostęp do niego miały tylko małe ptaszki. Przylatują zatem do nas co rano na śniadanie  sikorki i częstują się wysypanymi nasionkami.

W sobotę z rana otrzymałam bardzo miłą wiadomość, że za tydzień lub dwa zawita do mojego domu wiosna! Jakim cudem zapytacie? Ano takim, że udało mi się wygrać rozdanie organizowane przez Heather z bloga Pink Milk. Powiem Wam, że byłam totalnie zaskoczona i przeszczęśliwa. Zaskoczona, bo jeśli się nigdy dotąd nic w takich rozdawajkach nie wygrało, to się w nich bierze udział ale trochę z taką myślą: "Eee pewnie mi się znów nie uda, ale spróbuję, co tam". A przeszczęśliwa, bo nagrody są naprawdę cudne, bardzo wiosenne, i nie mogę się doczekać kiedy wpadną w moje ręce. Jak tylko się to stanie na pewno dam Wam znać.

Pozdrawiam!

wtorek, 12 stycznia 2016

O tym jak Józio był małym Jezusem


 Zdjęcie: Urszula Rogólska /Foto Gość

A jednak temat Bożego Narodzenia jeszcze nie został zakończony. Zastanawiałam się troszkę, czy w ogóle publikować tego rodzaju post, ale zdecydowałam że tak, by dla nas i dla naszych bliskich zebrać wirtualne artykuły, zdjęcia i filmy, które dotyczyły tego wydarzenia.
 
Nasz Kochany Józio ze względu na swój wiek, idealnie pasujący do odegrania tak ważnej roli małego Jezusa, przyczynił sie do tego, że cala nasza rodzina miała wielki zaszczyt zostać na kilka chwil Święta Rodziną na naszym miejscowym Orszaku Trzech Króli. Ja byłam Matką Bożą, mój mąż - Józefem, chłopcy - pastuszkami a Łusia - owieczką. Sam nasz Józio, który ze względu na datę swych urodzin otrzymał na drugie imię Maria, na chwilę skupił w swojej małej osóbce całą Świętą Rodzinę: Józef Maria Jezus. Zastanawiam się mocno kto w takim razie wyrośnie z tego małego człowieczka? :)

W przygotowania i obchody bardzo mocno zaangażowane były bliskie nam Szkoła Podstawowa SKAŁA i Przedszkole ZIARENKO. Jesteśmy im bardzo wdzięczni, a także p. Irenie - Matce Orszaku w Bielsku, za zaproponowanie nam zagrania Świętej Rodziny. Do tego dwaj spośród Trzech Królów to właśnie szkolni i przedszkolni tatusiowie. Rodziny szkoły i przedszkola przemaszerowały w czerwonych pelerynach. Uczniowie na scenie zaprezentowali piękne i wzruszające Jasełka, a przedszkolaki zaśpiewały kolędę. Miło nam było widzieć zgromadzone przed sceną zaprzyjaźnione rodziny ze szkoły, przedszkola, ale też z naszej wspólnoty.

Oto artykuły, które znalazłam:

Dwa filmiki:

Pozdrawiam! 

PS. A nasz mały Józio, już nie taki mały. Byliśmy dziś na kontrolnej wizycie lakarskiej i okazało się, że waży już 8kg! To, że przybrał czułam na rękach od jakiegoś czasu i widziałam podziwiając tyle pięknych nowych fałdek, ale nie sądziłam, że aż tyle. Mówiłam ostatnio do męża: "Zobacz jaki nasz Józio już duży, a był przecież taki malutki" Na co on słusznie zauwazył: "On nigdy nie był malutki" ;)

piątek, 8 stycznia 2016

Wspomnienie Świąt



Święto Trzech Króli już za nami, okres Bożego Narodzenia się zakończył. 
Jak wspomniałam ostatnio był to dla nas czas ładowania akumulatorów. Żeby tutaj też już zakończyć ten temat chciałabym Wam pokazać to co się nieodłącznie z tym okresem łączy, czyli kartki świąteczne. Zrobiłam ich dużo jak na swoje możłiwości, około 30. Są bardzo proste w wykonaniu, poza jednym elementem, przeszyciami na maszynie do szycia. Ja i maszyna ciągle nie zawsze się dogadujemy. Może to też kwestia maszyny, ta moja to taka najprostsza z możliwych. Wiem, że szycie na tych lepszych to przyjemność. Może kiedyś tego doświadczę ;) Ale nie zbaczajmy z tematu. Oto kartki:










Nie zabrakło też kartek pierniczkowych, które swojego czasu podejrzałam u Latarni Morskiej.


Po zdjęciach widać o jakiej porze dnia (a raczej nocy) były robione ;). Raz się tak zasiedziałam, że jak już skończyłam to się okazało, że moge męża budzić do pracy. A myślałam, że to trzecia dopiero ;) hahahaha

Do wykonania kartek użyłam papierów bazowych i etykietek z LemonCraft z serii Świąteczne Życzenia. Do tego pierniczki od Latarni Morskiej, troche tuszu, stempel z życzeniami ale równie dobrze możńa wydrukować lub nawet własnoręcznie wypisać, trochę gazy, trochę sznurka, trochę tasiemek i dziurkacz gałazka.

I jak to mówią, szewc bez butów chodzi, czyli wszystkie te kartki trafiły do naszych znajomych by mogli je rozesłać do swoich najbliższych. No może przesadzam że tak zupełnie bez butów. Dla naszych babć i dziadków zapalnowałam kartki z naszym rodzinnym zdjęciem ozdobione przez dzieci. Już przymierzaliśmy się do rodzinnej sesji z samowyzwalaczem, gdy okazało się, że w domu kultury do którego uczęszczają na zajęcia nasi chłopcy jest kiermasz świąteczny i możliwość zdjęcia na świątecznym tle wykonanego przez fotografa. Skorzystaliśmy z tej okazji. Niestety tych kartek Wam nie pokażę, bo ich nie sfotorafowałam. Ładne wyszły i było przy nich dużo zabawy tuszami, która skończyła się ogólnym zatuszowaniem wszystkiego w koło łącznie z rączkami i ubraniami tuszujących ;)

Życzę Wam dobrego weekendu. Odpocznijcie nieco. Ja czuję, że muszę poszydełkować, żeby zresetować sie trochę.

Pozdrawiam! 

sobota, 2 stycznia 2016

Zmiany


Witam Was serdecznie w nowym roku!!! Jak się macie? Co u Was słychać?

U nas wciąż jeszcze trwa świąteczne rozprężenie i odprężenie ponieważ mój mąż miał wolne dni między świętami a Sylwestrem. Czas świąt minął nam baaaardzo spokojnie i rodzinnie. Już wiele razy przekonaliśmy się, że przy małych dzieciach, do tego w ilości czterech, nie da rady inaczej. Sylwester to bardzo udana domówka w gronie znajomych razem z dziećmi. Na zdjęciu powyżej jest nasz Józio, który w Nowy Rok obudził sie jako pierwszy gdyż, jak łatwo się domysleć, całego Sylwestra przespał.

Ja w tym świątecznym okresie zebrałam nieco sił na zwykłą codzienności, bo gdy druga połowa była cały czas ze mną to obowiązki można było podzielić na pół. Nie ukrywam, że czwórka dzieci to dla mnie niezłe wyzwanie. Chylę czoła przed mamami, które maja dzieci jeszcze więcej. To święte kobiety!

Marzy mi sie powrót do regularniejszych wpisów na tym blogu. Mam sporo pomysłów na to o czym bym chciała pisać, jakie treści tu zawrzeć. Jednocześnie jest jeszcze mój drugi blog poświęcony zagadnieniom edukacji (edukacja domowa, metoda Montessori), który leży od roku odłogiem. Chciałabym też więcej dzielić sie nie tylko taką zwykłą twórczością, ale też moją/naszą rodzinną twórczościa domową, trochę naszym życiem. Stąd decyzja że cała zawartość tamtego bloga znajdzie się tutaj i to będzie mój jedyny blog, którego tematyka się poszerzy o... hmmm w sumie to o nasze życie ;) Zatem spodziewajcie się, że w najbliższych dniach pojawi się w archiwum kilka dodatkowych wpisów i nowe wpisy nie tylko z nowymi kartkami czy szydełkowymi tworami.

Zresztą gdybym miała pisać tylko o pracach, które udało mi się wykonać to nie byłoby tego za wiele, bo mój czas się baaardzo skurczył. Ale coś udało mi się zrobić po prorodzie i pokażę Wam teraz dwie prace, kartki. Jedna to pierwsze poporodowe dziełko, oczywiście zaproszenia na chrzest naszego Józika.



Druga to z ostatnich dni, z okazji 70. urodzin mojej tesciowej.


Jak widać obie są bardzo proste, ale moim zdaniem i tak efektowne. Kluczem okazały się dobrze dobrane papiery. Spodobały mi się już dawno z Lemon Craft z serii Dom róż, a ostatnio z serii Nie zapomnij mnie!

Ostatnie dni lubię spędzać z szydełkiem. Polubiłam się też z drutami, lecz nie z tymi prostymi, a z tymi na żyłce i powolutku coś dziergam. To świetne rozwiązanie na mroźne zimowe wieczory ;) Niedługo Wam to wszystko tu pokażę a na razie uciekam do moich dziergadełek.

Pozdrawiam!