środa, 8 czerwca 2016

Mój chłopak - layout

Z ciekawości zerknęłam w archiwum i widzę, że już dawno nie publikowałam żadnego nowego layoutu. Ostatnio było to niecały rok temu - bardzo dawno, to długa przerwa od scrapbookingu. Cóż, tak wyszło...
Chęć zrobienia jakiegoś scrapa była we mnie wielka i udało mi się ją zrealizować na ostatnim spotkaniu scrpabookingowym w Pracowni Kreatywności. Powstało to:




Ten pomysł miałam w głowie już od dłuższego czasu. Udało mi się też znaleźć papiery idealnie pasujące do okoliczności. Na zdjęciu nasz Stanisław w czasie męskiej urodzinowej wyprawy z tatą.

Odkrywam jednocześnie po raz kolejny jak dobrze pracuje mi się z kolekcjami papierów. Nie jestem osobą bardzo kreatywną, i do tego czasu tak mało. Praca musi powstawać szybko a ja mam tendencję do długiego zastanawiania się czy dane elementy rzeczywiście do siebie pasują i dobrze się komponują. W przypadku kolekcji nie ma takiego problemu.
Problem kompozycji też miałam z głowy - skrzystała z wyzwaniowej mapki na blogu My Creative Sketches i zamierzam zgłosić tą pracę na to właśnie wyzwanie.

Pozdrawiam!

poniedziałek, 23 maja 2016

W bieli

Witam Was po chwili dłuższej przerwy i wracam z nowymi pracami inspiracjami.
Powoli kończy się maj. Jest to tzw. miesiąc komunijny. I ja miałam okazję zrobić kilka prac w tej tematyce, jednak wszystkie wydarzenia z którymi były związane odbyły się w marcu i kwietniu.

Z naszym najstarszym synem przeżywaliśmy jego Pierwszą Komunię Świętą. Było to dla nas bardzo ważne i wzruszające wydarzenie. Wielkim grzechem z mojej strony byłoby nie przygotować dla zaproszonych gości samodzielnie wykonnych zaproszeń. Są bardzo proste: tekturki hostie i kielichy oraz papier czerpany z wytłoczonym roślinnym motywem - to wystarczyło do zrobienia tych eleganckich zaproszeń.

 

Gdy dodamy do tego jeszcze kilka kwiatów, powstają efektowne kartki do zapakowania w pudełka, które powędrowały na Chrzest i także na Pierwszą Komunię.








Pozdrawiam Was serdecznie ciesząc się, że pogoda coraz piękniejsza, prawdziwa wiosna za oknem i lato tuż tuż...

poniedziałek, 8 lutego 2016

Agatownik


Poszukiwanie zabawkowych prezentów dla kolejnych naszych dzieci staje się coraz trudniejsze. Nauczeni doświadczeniem mamy coraz większe wymagania co do jakości i oryginalności, walorów estetycznych i edukacyjnych. Gdy w listopadzie zaczęłam zamawiać upominki na "mikołaja" i "gwiazdkę" miałam problem jaki drobiazg sprawić naszemu najmłodszemu Józiowi. Jest już kilka grzechotek i gryzaków, które ma po rodzeństwie. Ale... nie miał metkowca, a wiedziałam, że dzieci uwielbiają metki. Z drugiej strony jako osoba zainteresowana rękodziełem chciałam, żeby to był oryginalny i wyjątkowy produkt handmade. Zaczęłam więc przeszukiwać sieć w poszukiwaniu mam, które takie metkowce szyją. W ten oto sposób znalazłam AGATOWNIK, wyjątkową krainę stworzoną przez Agatę, która projektuje i własnoręcznie wykonuje zabawki dla dzieci.

Gdy zobaczyłam te wszystkie cudeńka to się zakochałam i wiedziałam, że to jest to czego szukałam: niebanalne i wyjątkowe, własnoręcznie robione, z możliwością dopasowania do naszych oczekiwań. I tak powoli zaczęły do nas docierać kolejne zabawki.

Pierwszą z nich był lisek-metkowiec.



Ma mnóstwo metek do łapania i ciumkania, gdy sie go miętosi to szeleści, a gdy potrząsa to delikatnie dzwoni dzwoneczkami ukrytymi w swoim wnętrzu.

Kolejna była Józiowa książeczka, o której wspomniałam w ostatnim poście. Zapytałam Agatę czy zrobiłaby dla nas książeczkę sensoryczną, która poprzez swoją kolorystykę (biel, czerń, czerwień, granat) pobudzałaby zmysł wzroku, a poprzez różnorodne faktury także zmysł dotyku. Agata zgodział się i to co zrodziło się w jej głowie przeszło nasze oczekiwania.
Oto kilka zdjęć:






Ale najlepiej zaprezentuje ją film przygotowany przez Agatę:


I jeszcze kilka fotek z użytkowania. Józio bardzo lubi miętosić szeleszczące elmenty. Lubi sie też zapatrzeć - śmiejemy się wtedy, że sie zaczytał ;)






Także starsi mają radochę z jej używania, szczególnie stron manipulacyjnych.


Ostatnim do tej pory agatowym tworem jaki do nas trafił jest książeczka "Leśni przyjaciele Łucji". Po poprzednim wpisie nie powinno nikogo dziwić, że tak bardzo lubimy książki, ale ta jest naprawdę wyjątkowa, prawdziwe cudeńko. Dlaczego? Zobaczcie sami:


Koniecznie odsyłam Was na stronę Agaty, gdzie zobaczycie jeszcze więcej zdjęć i filmów prezentujących wszystkie książeczki manipulacyjne jej autorstwa. Potencjał jaki się w nich kryje jest ogromny.
Oto jeszcze kilka naszych zdjęć. To co nasze dzieci uwielbiają w tym momencie najbardziej to zrywać wszystkie grzyby i owoce i pakować je do mysiej nory lub szafy ;)








Zajrzyjcie koniecznie do AGATOWNIKA i śledźcie na bierząco co sie tam dzieje. Agata ma mnóstwo nowych pomysłów. Ja jestem bardzo ciekawa co nam jeszcze pokarze.

Pozdrawiam!

czwartek, 21 stycznia 2016

Czytamy


Lubimy czytać! Wszyscy bez wyjątku w naszym domu lubią czytać, od najmłodszych po najstarszych. Ci najstarsi może nie mają obecnie na to zbyt wiele czasu, ale starają się nie być w tyle i cieszą się, że Ci mali tak często z książką siadają. 

Duży wpływ na tą miłość do książek u dzieci ma kilka czynników, a oto główne

Pierwszy z nich to na pewno zamiłowanie rodziców. Staraliśmy się dzieciom czytać od wczesnego dzieciństwa. Nie zapomnę jak Stasiu był kilkumiesięcznym chłopcem a my już czytaliśmy mu "Mikołajka" Sempe i Goscinnego. Była to raczej miła lektura dla nas, a Staś tylko kręcił się na łóżku nic nie rozumiejąc, ale chyba przyniosła ciekawy owoc. Nasz Staś obecnie rozczytuje się właśnie w "Mikołajku" i szalenie mu się on podoba.

Staramy się wybierać dzieciom ciekawe i mądre książki. Mam nadzieję, że uda mi się niedługo zrobić wpis o książkach dla dzieci, które u nas się sprawdziły i są godne polecenia.

Po drugie - brak telewizora. Tak jak w niektórych domach dzieci siadają przed telewizorem by zająć czymś swój wolny czas, tak u nas dzieci nie mając tego "umilacza" siadają ze stosem książek, W przypadku Łusi i Franka, którzy jeszcze nie czytają, to jest przeglądanie ilustracji. W przypadku czytającego Stasia to jest już poważna lektura.

TAK! Nasz Staś czyta! I nie zawdzięcza tego nam ale przedszkolu, do którego przez 3 lata uczęszczał. Tam panie bardzo dużo dzieciom czytały, poza tym dzieci uczyły się czytać metodą sylabową Jagody Cieszyńskiej i były stymulowane bitami wyrazowymi związanymi z metodą czytania globalnego. W metodzie sylabowej dzieci uczą się rozpoznawać i czytać sylaby jako całość, a nie pojedyncze literki, (czyli np. nie uczą się osobno, że to jest "M", to jest "A", tylko od razu całe sylaby MA, MO, ME, itd...), dzięki czemu łatwiej im odczytywać słowa, najpierw proste dwusylabowe, potem coraz trudniejsze. W metodzie czytania globalnego dzieciom pokazywane są i odczytywane całe wyrazy i uczą się rozpoznawać wyraz jako całość.

W naszym domu z książkami wiąże się też nauka nocnika. By dzieciątko troszkę na nocniczku posiedziało było zajmowane oglądaniem książek ;) Owocuje to niestety tym, że każde z nich na dłuższe posiedzenie w toalecie zabiera ze sobą stos książek, i te posiedzenia w tej kaplicy dumania bardzo się przeciągają ;)

Chciałabym teraz pokazać jakie lektury są u nas obecnie na tapecie.



Mężuś czyta a nawet kończy "Magię sprzątania" Marie Kondo i planuje rewolucję porządkową w naszym domu. Zdaje się, że może w końcu większość rzeczy, które go zagracają wyrzucimy. Książkę tę dostałam "pod choinkę" od mojego najmłodszego brata i wygląda na to, że to bardzo trafiony prezent. Nareszcie w naszym domu zapanuje ład i porządek. Zastanawiam się skąd mu przyszedł taki pomysł do głowy? Może przeraził się po ostatniej swojej niezapowiedzianej wizycie u nas? :) Z drugiej strony zadaję sobie pytanie czy przy małych dzieciach porządek jest w ogóle możliwy? ;)


Ja czytam "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein polecone przez znajomą panią psycholog. Dopiero zaczynam i nic Wam więcej nie napiszę. Zdawać by się mogło, że poradników o dzieciach nigdy za wiele, może w końcu któryś pomoże zapanować nad tą całą ferajną. Ale tak naprawdę w tej dziedzinie trzeba bardzo uważać co się czyta i przefiltrować to przez swój system wartości i swój styl rodzicielstwa.

Przechodzimy do dzieci.



Jak wspomniałam Staś rozczytuje się w "Mikołajku". Jest to piękny widok, widzieć go takiego pogrążonego w lekturze. A jeszcze rok temu, gdy to jego czytanie raczkowało i był temu taki niechętny, ja tak bardzo zachęcałam go by poczytał coś więcej, tak bardzo chciałam by już zrozumiał jakie książki są fascynujące, jakie czytanie jest zajmujące. Usłyszałam wtedy radę by nie naciskać, by poczekać, by dać mu czas. I podziałało. Rodzicie! Miejmy więcej cierpliwości! Dajmy dzieciom czas!
Jeśli chodzi o "Mikołajka", to czytanie go ma też swoje złe strony. Do stasiowego słownika bardzo szybko trafiło osławione mikołajkowe "kurcze blade".
Łusia i Franuś też lubią "Mikołajka" - siadają koło Stasia gdy ten wyciągnie wszystkie części i przeglądają czarno-białe ilustracje.




Dla nich jednak numerem jeden są obecnie książki  "Naciśnij mnie" i "Kolory" Harve'a Tullet'a oraz o Bincie i jej rodzinie Evy Susso i Benjamina Chaud'a. Są to tak proste, zabawne i miłe dla oka książki, że już sami je "czytają", bo pamiętają co się dzieje na kolejnych stronach i ilustracjach.


A to książka naszego małego Józia, Tak! Także on ma książkę dostosowaną do swoich możliwości, ale o niej więcej napiszę następnym razem.

Pozdrawiam! 


PS.Wybaczcie zdjęcia. W dzień nie zawsze mam czas a wieczorem to zostaje mi już tylko robienie ich przy lampce. Fotograf na razie ze mnie marny.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Koszyk z robótkami


Chodziły za mną szydełko i druty... więc robię sobie trochę tego i trochę tego ;) Tak na zmianę, by nie było zbyt nużąco i monotonnie. 
Zacznijmy od szydełka:



Moja bardzo dobra koleżanka ma prześliczne mieszkanie. Cudnie urządzone, ze smakiem i stylem,.... Bajka! Tak cudne, że mogłabym w nim zamieszkać. W sypialni na łóżku ma dużą narzutę, która jest wielkim kolorowym kwadratem babuni. Kupiła ją za grosze w taniej odzieży. Ale... nie ma do niej poduszek. "Ha!" pomyślałam, "Ja kochana muszę Ci te poduszki zrobić!" I tak dziergam sobie poszewki na poduszki. Przody już mam gotowe, to są również duże kwadraty babuni, a tyły to będą paski babuni (?!). Nie wiem jak to nazwać po polsku. Po angielsku to granny stripe. Mam nadzieję, że Marta tu nie zagląda i ich nie zobaczy. Wykonując te poszewki poznałam co to magia koloru, gdy z każdym kolejnym kolorem praca zmieniała swój wygląd. Mordęgą będzie niestety chowanie tych wszystkich nitek,... ech... ale dam radę. Perspektywa uśmiechu obdarowanego napędza do działania.

Nie miałam zbyt wiele kolorów włóczki do tej roboty, dlatego zamówiłam kilka przecenionych motków ze sklepu e-dziewiarka.pl (sklep z włóczkami dla wymagającej dziewiarki). Mają włóczki naprawdę dobrej jakości, wybranych producentów. Widać, że starannie wyselekcjonowane. Nie jest tam najtaniej, ale czuję się pociągnięta wielkim zaangażowaniem i dziewiarską pasją pracujących tam pań. A można się o tym przekonać oglądając filmiki z poradami jakie owe panie publikują od około roku. Po obejrzeniu jednego z nich postanowiłam znów spróbować z drutami. Jak kiedyś wspominałam druty nie najlepiej leżą mi w ręce, trudno mi się na nich pracowało w przeciwieństwie do szydełka, przy czym dotyczyło to drutów prostych. Drażniła mnie ich długość i to, że bez przerwy mi się gdzieś o coś zahaczają i jakoś mi tak było z nimi niewygodnie. Po obejrzeniu filmiku o czapkach postanowiłam wypróbować swoich sił na drutach na żyłce robiąc czapkę właśnie.


Idzie mi całkiem nieźle. Może nie w zawrotnym tempie, bo łapę za robótkę w wolnych chwilach czyli rzadko ;), ale takie krótkie druty leżą mi dużo lepiej w rękach i przyjemnie mi się pracuje. Ściągacz szedł mi wolniej, ale teraz gładki jersey idzie już szybciutko. Może zdążę ją założyć jeszcze tej zimy ;)


A na naszym balkonie zagościł karmnik zrobiony przez dziadka aby wnuki mogły podglądać ptaszęta. Wykonany tak by dostęp do niego miały tylko małe ptaszki. Przylatują zatem do nas co rano na śniadanie  sikorki i częstują się wysypanymi nasionkami.

W sobotę z rana otrzymałam bardzo miłą wiadomość, że za tydzień lub dwa zawita do mojego domu wiosna! Jakim cudem zapytacie? Ano takim, że udało mi się wygrać rozdanie organizowane przez Heather z bloga Pink Milk. Powiem Wam, że byłam totalnie zaskoczona i przeszczęśliwa. Zaskoczona, bo jeśli się nigdy dotąd nic w takich rozdawajkach nie wygrało, to się w nich bierze udział ale trochę z taką myślą: "Eee pewnie mi się znów nie uda, ale spróbuję, co tam". A przeszczęśliwa, bo nagrody są naprawdę cudne, bardzo wiosenne, i nie mogę się doczekać kiedy wpadną w moje ręce. Jak tylko się to stanie na pewno dam Wam znać.

Pozdrawiam!