niedziela, 5 listopada 2017

Dobra scrapbookingowa robota

Gdy przychodzi mi pisać post po chwili przerwy, zerkam na zdjęcia by zorientować się co było w moich planach. Na bieżąco fotografuję co chciałabym na blogu opisać, nieco gorzej jest z publikacją.

Znalazłam te kilka zdjęć, które upamiętniają jedną z moich najlepszych scrapbookingowych prac. 




Może się wydawać bardzo zastanawiające - cóż to za świetna, rewelacyjna praca? Nie widać żadnych pięknych papierów, wypasiony dodatków, kwiatków, naklejek czy też innych gadżetów :) No to może wybieram zdjęcia na niesamowity scrap albo album?

Nie! Ja poprostu włożyłam do zwykłego albumu zdjęcia, które wywołałam półtorej roku wcześniej, a które czekały zamknięte w pudełku aż zrobię z nich jakieś layouty lub albumy. I uważam, że w ten sposób zrobiłam świetną scrapbookingową robotę :)

Nie żebym nie lubiła tych różnych przydasiowych i papierowych cudowności i komponowania i ozdabiania. Uwielbiam je, tylko nie mam na nie aż tyle czasu i energii ile bym chciała. A teraz nasze wspomnienia nie leżą gdzieś zakopane, tylko żyją, a my możemy cieszyć się nimi i czasem, który przeminął.

Serdecznie polecam też jeden z serii filmików dostępnych na YouTube, opublikowany przez jedną z wyjątkowych osobowości scrapbookingowego światka, Stacy Julian. Kładzie ona nacisk na to, że scrapbooking ma być opowiadaniem historii a nie ładnym oprawianiem zdjęć. A w tym filmiku pokazuje jak ona robi to korzystając ze zwykłych albumów na zdjęcia, jakie możemy kupić w każdym sklepie.

Dobrego oglądania i inspirowania się!


Pozdrawiam!
Ania

piątek, 15 września 2017

Skarpetkowe love

Czyli historia mojego dziergania skarpet :)


Pierwsze skarpety zrobiłam rok temu dla siebie. Na pierwszy rzut poszła niedroga włóczka Alize Superwash 100, dla spróbowania czy w ogóle dzierganie skarpet mi się spodoba i czy będę umiała. Skarpeta wydawała mi się wtedy niezwykle skomplikowanym tworem dziewiarskim. Pomógł mi jednak świetny cykl tutoriali od Winwick Mum, który tłumaczy i pokazuje wszystko krok po kroku.

Łatwo się domyślić że wpadłam jak śliwka w kompot, dzierganie skarpet bardzo mnie wciągnęło. Jest to rodzaj robótki, który daje szybką satysfakcję, bo jest niewielki i nie zajmuje dużo czasu. Poza tym nieduże rozmiary sprawiają, że można ją wszędzie ze sobą zabrać by nie marnować czasu. Dla mnie standardem stało się dzierganie w aucie nawet w czasie krótkich przejazdów po mieście. Dziergałam też stojąc w kolejce w przychodni budząc nieskrywane zdziwienie dzieci (a co ta Pani robi?).

OK, to teraz czas na pokazanie Wam mojej, właściwie naszej rodzinnej, kolekcji.



Wspomniane już przeze mnie pierwsze skarpety, zrobione dla mnie. Uwielbiam je nosić wieczorem z piżamą. Dbają o to by moje stopy nie zmarzły.



Drugie z kolei dla Łusi. Uwielbiam dziecięce skarpetki bo są wręcz ekspresowe :)



Skarpetki Frania - radosne tak jak on. W tych zrobiłam po raz pierwszy inny rodzaj pięty - Fish Lips Kiss Heel.
Wszystkie dzieci bardzo lubią nosić wydziergane przeze mnie skarpetki. Franek jednak zdaję się podchodzić do tego najbardziej entuzjastycznie i emocjonalnie. Zakłada je przeważnie na noc. Wszędzie je ze sobą zabiera. Ubierał je także gdy były ponad trzydziestostopniowym upały!




Skarpetki Stasiowe, niebrudzące się - potrafi w nich pochodzić kilka dni i twierdzi że są czyste ;) Oczywiście czyste nie są, pięknie zbierają wszelkie kurze (moje dzieci chodzą w domu bez kapci) ale muszę przyznać, że wszystkie nasze robione, wełniane skarpetki, choć brudne to nie śmierdzą.






I piękne mężowskie skarpety ;) No,... tu trochę dziergania było ;) Pierwszy raz robiłam ściągacz, pięty i palce w innym kolorze.


To już wszystko. Zauważyliście zapewne, że brakuje skarpet dla Józia. Są na liście. Tymczasem ja zabrałam się za kolejne dla siebie, tym razem krótkie i z wzorem. Na razie zdjęcie na szybko na kuchennym stole.


Włóczki, których używam do skarpetek to standardowe mieszanki wełny merino (75%) i nylonu (25%). Dla niewtajemniczonych dodam, że ten nylon jest po to by wzmocnić włókno, by skarpetki się zbyt szybko nie ścierały. O pierwszych już wspomniałam, że to włóczka Alize Superwash 100, wszystkie kolejne to Ciao Mondial, a te ostatnie to włóczka Drops Fabel.


Zachęcam, dziergajcie skarpetki! Nie są trudne a radość dają przeogromną.

Pozdrawiam!
Ania

sobota, 2 września 2017

Robótkowy woreczek, czyli...

... co zrobić z wolną od dzieci godziną, maszyną do szycia i wielkim pragnieniem uszycia czegoś :)

I właściwie to zdanie mówi wszystko i na nim mogłabym skończyć i wstawić zdjęcia, ale napiszę jeszcze, że...
Witam Was po mojej urlopowej przerwie! Trochę to wszytko nie po kolei, ale to nic. Był to dla mnie niełatwy, ale bardzo dobry czas.  Wróciłam odnowiona i szczęśliwa do rzeczywistości.

Co do woreczka, to był robiony na szybko pod nieobecność dzieci, bo szycie na maszynie wraz z maluchami jest prawie niemożliwe. Maszyna do szycia budzi ich wielkie zainteresowanie, bardzo chcą pomagać (co jest generalnie piękne, normalne i kochane jednak przeszkadzające w pracy), a z drugiej strony trudno im zaakceptować, że uwaga mamy jest skupiona na zadaniu a nie na nich. Mimo szybkiego uwijania się i tak musiałam kończyć w ich towarzystwie i z powodu tego pośpiechu nie uniknęłam błędów, ale byłam w stanie je naprawić.

Woreczek służy teraz jako mieszkanie dla dzierganej przeze mnie bluzeczki, o której więcej przy innej okazji.






Pozdrawiam!
Ania

piątek, 4 sierpnia 2017

22kg - layout

...czyli mój pierwszy scrap o jedzeniu ;)
...czyli moja pomidorowa trauma,
...czyli layout o 22 kg pomidorów, którymi "ucieszył" mnie mąż pewnej lipcowej soboty,
...czyli scrap o tym, że kocham go mimo wszystko :)








Wytrawne i doświadczone scraperki mówią o terapeutycznej roli scrapbookingu. O zachowywaniu nie tylko pięknych i radosnych chwil, ale o "przerabianiu" w sobie także tych trudnych poprzez scrapbooking.

Moje pomidorowe przeżycia trudno nazwać ciężkimi doświadczeniami, jednak obśmianie ich poprzez ironiczne naklejki, do tego w przemiłym gronie naszych "scrapowym półkolonii", zmienia wspomnienie zmęczenia, pretensji i zniechęcenia dając dystans i pozwalając spojrzeć z wdzięcznością.

Pozdrawiam!
Ania

niedziela, 30 lipca 2017

Wyprawa na Magurkę

Mieszkamy w górach, ale zbyt często nie korzystamy z ich uroków. Na studiach częściej się gdzieś wybyło w gronie przyjaciół, ale i tak nigdy nie byliśmy zapalonymi górołazami - pasjonatami. Ot tak lubiliśmy czasami gdzieś wyskoczyć. Odkąd dzieci na świecie mniej się chce - perspektywa niesienia nie tylko plecaka, ale również marudzącej czterolatki, którą nogi bolą jak tylko wysiadła z auta, nie zachęca ;)..... Mimo to uważamy, że warto, i zawsze po wyprawie jesteśmy bardzo zadowoleni.

Szukając informacji, gdzie najlepiej z dziećmi się wybrać (bo my tu napływowi), Andrzej trafił na taką oto ciekawą stronę beskidyzdzieckiem.pl, którą możemy Wam gorąco polecić. My na pewno jeszcze nie raz z niej skorzystamy.

Wybraliśmy trasę z Przełęczy Przegibek na Magurkę niebieskim szlakiem. Trasa krótka, umiarkowana co do trudności, z małymi wyzwaniami w postaci chyba dwóch stromszych podejść, więc urozmaicona.

Przedstawiam Wam naszą fotorelację:

Startujemy
Ja z pożyczoną chustą kółkową. Trochę Józef się w niej ponosił i Łucja oczywiście też. Ostatecznie jednak i tak tylko wrzucałam malucha na biodro i niosłam bez chusty bo za chwilę chciał schodzić.

Na całej trasie było mnóstwo jagodowych krzaczków pełnych owoców i pajęczyn.
Widok na Bielsko-Białą.


Maluchom od razu lepiej się szło gdy znalazły patyki.


Czasami warto coś przegryźć.
Kamienie cieszyły się dużym powodzeniem. Niczym klocki.

Na szczycie
Schronisko

Nasz obiad
I deser
Deseru ciąg dalszy: herbatka z szarlotką.
Wracamy



Przyroda jest piękna!



Pozdrawiam!
Ania